Ziemia
Autor Michalina Kobla - 27 Czerwca 2019

Publicysta Frondy nazwał przeludnienie mitem. W rzeczywistości gigantyczny przyrost naturalny pociąga jednak za sobą duże niebezpieczeństwo

W tekście pod tytułem "Lewica znowu nawołuje do redukcji populacji ludzi", który ukazał się w serwisie Fronda, autor przekonuje, iż przeludnienie jest tak naprawdę "mitem". Twierdzi także, iż w Indiach lub Chinach ogromna populacja doprowadziła do wzrostu gospodarczego, pomijając jednak kwestię problemów społecznych związanych z gigantyczną liczbą ludności. Pokażemy więc, jakie negatywne skutki może w rzeczywistości pociągnąć za sobą przeludnienie, powołując się na badania naukowców z prestiżowych uniwersytetów oraz dokumenty ONZ.

Głównym tematem opublikowanego w serwisie Fronda tekstu było tytułowe nawoływanie lewicy do redukcji populacji ludzi, które miał zaobserwować autor. Jak stwierdził, o katastrofie klimatycznej i globalnym ociepleniu (które sam zdaje się poddawać pod wątpliwość) najgłośniej mówią ludzie chcący wykorzystać temat do namawiania kobiet do nieposiadania dzieci. Jak czytamy w artykule:

"Lewica lubi występować w coraz to nowych kostiumach. Raz udaje obrońców klasy robotniczej. Raz lobbuje za homo rewolucją. A innym razem ogłasza się obrońcami przyrody. Z ekologicznym opakowaniem dla lewicy wiąże się mit przeludnienia. Klasyczny sprzed kilku dekad głosił potrzebę ograniczenia populacji na ziemi z powodu braku jedzenia i surowców. Zapowiedzi globalistów, lewaków i ekologów okazały się nic niewarte. Żywności ani surowców nie zabrakło, kraje trzeciego świata odniosły sukces gospodarczy - wystarczy przypomnieć Chiny i Indie."

Sam tekst jest naprawdę długi i zawiera sporo kontrowersyjnych, przerysowanych opinii, jednak skupimy się dziś przede wszystkim na kwestii przeludnienia, którego widmo nie jest wcale kłamstwem, czy pustym wymysłem. Zarówno w badaniach naukowych, jak i dokumentach ONZ nie od dziś ostrzega się bowiem przed negatywnymi skutkami bardzo szybkiego przyrostu naturalnego. Nawet jeśli dziś, w Europie nie widzimy ich jeszcze bardzo dobitnie, wkrótce sytuacja może się niestety zmienić.

Jak twierdzą eksperci Funduszu Ludnościowego ONZ, w połowie obecnego stulecia na Ziemi będzie łącznie 9,3 miliardów ludzi, a pod jego koniec - ponad 10 miliardów. Z przeprowadzonych w 2014 roku badań naukowców z University of Washington wynika, że populacja będzie przy zamknięciu XXI wieku jeszcze większa. W ich prognozach mowa jest bowiem nawet o 9,6–12,3 miliardach ludzi.

Z czasem Europa starzeć się będzie oczywiście w coraz szybszym tempie, a jej populacja naturalnie będzie maleć. Podobną sytuację zmieni kwestia dużych migracji, których zapowiedź już dziś możemy zaobserwować. Skąd będą przybywać imigranci? Głównie z Afryki oraz Azji, gdzie przyrost ludności jest największy i najszybszy. Interesujący okazuje się także los Afryki, gdzie nawet przy wysokiej umieralności (przede wszystkim z powodu chorób oraz problemów higienicznych), przyrost jest tak ogromny, że pod koniec XXI wieku liczba mieszkańców kontynentu wzrośnie nawet do 4 miliardów.

W sytuacji, w której dzietność w poszczególnych częściach świata jest tak nierówna, a liczba ludności wciąż wzrasta, realnie dojść może do problemów z dystrybucją wody, ale także energii oraz żywności. Przy kryzysowej sytuacji klimatycznej oraz deficycie wody pitnej, zacznie dochodzić do jeszcze większych migracji, szczególnie z obszarów półpustynnych oraz pustynnych. Trudno wyobrazić sobie skalę problemu w przyszłości, jeżeli już dziś ponad miliard ludzi ma problem z dostępem do tego dobra. Według danych WHO przez brak wody pitnej na świecie umiera co 15 sekund (!) jedno dziecko. Przy postępujących podziałach majątkowych, ludnościowych oraz problemie klimatycznym liczby te będą rosły. Wśród ewentualnych następstw przeludnienia wylicza się także między innymi zwiększanie się przestępczości, możliwość wybuchania dawno niezaobserwowanych epidemii, bezrobocie pogłębiające biedę oraz jeszcze większą presję działalności człowieka na środowisko naturalne.

Wielu zwolenników tez o braku zagrożenia przeludnieniem podnosi argumenty, według których na Ziemi jest wiele niezagospodarowanych oraz niezamieszkanych terenów, co ma świadczyć o tym, że dla ludzi nie zabraknie wcale miejsca. Co jednak z tego, skoro ogromna część tych obszarów nie nadaje się do zamieszkania, a w dobie postępujących problemów klimatycznych sytuacja będzie się jedynie pogarszać? Poza tym nie tylko miejsce, ale także nierówny dostęp do zasobów stanowi jeden z kluczowych komplikacji i zagrożeń.

Jak wynika z raportu UNFPA, wciąż daleko jest do wybuchu tykającej już jednak bomby demograficznej. Ta eksplodować ma dopiero na początku przyszłego stulecia i doprowadzić do sytuacji, w której na Ziemi będzie mieszkało nawet 15 miliardów ludzi. Podobny boom będzie za to coraz bardziej pogłębiał wspomniane różnice oraz zwiększał grożący nam kryzys humanitarny. Oczywiście, możemy mieć nadzieję na to, że założenia naukowców oraz speców ONZ w rzeczywistości się nie sprawdzą. Ryzyko z roku na rok staje się jednak coraz większe, co z perspektywy starzejącej się Europy może być trudno dostrzec.

W tym miejscu warto odnieść się także do twierdzeń publicysty, który połączył sukces gospodarczy Indii z liczbą ludności. Rzeczywiście, wielkość populacji jest jednym z czynników mogących przyczynić się do wzrostu dynamiki gospodarki danego kraju. Z drugiej strony należy jednak pamiętać o stanie rzeczywistym samej ludności, który nierzadko jest naprawdę tragiczny. Kwestia podziałów klasowych, czy kastowych (wciąż istniejąca w świadomości wielu Indusów), problemy z rozwiązaniami okołohigienicznymi w wielu regionach, a także gigantyczne różnice majątkowe doprowadziły do sytuacji, w której w samych Indiach poniżej progu ubóstwa żyło w 2015 roku 170 mln osób (prawie jedna czwarta populacji dotkniętej tym problemem na całym świecie). Trudno jest stwierdzić, jaka część społeczeństwa, która zmaga się z przerażającą biedą, nigdy nie została zarejestrowana w żadnym urzędzie. Oczywiście, można brać pod uwagę jedynie sam wzrost gospodarczy, jednak nie pokazując problemów społecznych (bieda, brak dostępu do bieżącej wody, brak dostępu do nauki), nie pokazuje się pełnego obrazu.

Jak powiedział niegdyś w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" prof. Bogusław Pawłowski z Katedry Biologii Człowieka na Uniwersytecie Wrocławskim:

"Już teraz szacuje się, że każdego roku przejadamy o połowę więcej zasobów, niż Ziemia jest w stanie odbudować. Żyjemy więc na kredyt. To bezprecedensowa sytuacja, żeby jakiś organizm będący najwyższym ogniwem łańcucha pokarmowego zyskał tak olbrzymią przewagę. Ten ekspres musi się więc wykoleić!"

Jak twierdzi prof. Paul Ehrlich ze Stanforda, ludzkość potrzebowałaby pięciu planet takich jak Ziemia, aby każdy spośród ponad 7 miliardów ludzi mógł zostać wyżywiony na poziomie przeciętnego Amerykanina. Jak dodał naukowiec w jednym z wywiadów, "jeśli cenimy ludzkie życie, powinniśmy się starać, by liczba ludzi nie przekraczała tej, którą jesteśmy w stanie w sposób zrównoważony utrzymać. 12 mld ludzi na koniec wieku oznacza gwałtowne załamanie naszej cywilizacji. Jej upadek przetrwają nieliczni".

Następny artykułNie przegap żadnych najciekawszych artykułów! Kliknij obserwuj antyfake.pl na: Google News