Lech Wałęsa
Autor Michalina Kobla - 29 Czerwca 2019

Wałęsa: Jeśli frekwencja będzie poniżej 50%, wyników wyborów nie należy uznawać. Sprawdziliśmy, jaka część Polaków brała udział w głosowaniach od 1989 roku

W wywiadzie dla naTemat Lech Wałęsa podzielił się z opinią publiczną kontrowersyjnym pomysłem, dotyczącym bezpośrednio przeprowadzania w Polsce powszechnych wyborów. Jak stwierdził, wyniki elekcji nie powinny być uznawane, jeśli do urn nie wybierze się co najmniej 50% osób uprawnionych do głosowania. Sprawdzamy, co mówi o tym polskie prawo oraz ile dotychczasowych wyborów zakończyłoby się "sukcesem", jeśli koncepcja byłego prezydenta byłaby rzeczywiście skutecznie stosowana.

Lech Wałęsa udzielił redakcji naTemat stosunkowo długiego wywiadu, w którym poruszono najważniejsze bieżące tematy z polskiej sceny politycznej. Największe emocje wywołała jednak prawdopodobnie odpowiedź polityka na pytanie, czy widzi szanse na zwycięstwo opozycji w zbliżających się wyborach. To wówczas były prezydent podzielił się z czytelnikami bardzo specyficzną koncepcją.

"I tu odpowiem ponownym przypominaniem, że trzeba zmieniać stare schematy, struktury i programy. Potrzeba tego w skali globalnej, ale to widać też właśnie na takich sprawach, jak krajowe wybory. Jeśli bowiem nie zmienimy sposobu zorganizowania społeczeństwa, to skończy się na przykład tym, że wkrótce na głosowanie będą chodzić tylko ci, co sami mają być wybrani. Nie boję się więc publicznie powiedzieć, że jeśli frekwencja jest poniżej 50 proc., to nie ma mowy o demokracji i nie należy uznawać takich wyborów!"

Prowadzący dyskusję dziennikarz dopytał więc, czy Wałęsa naprawdę "nawołuje do tego, by nie uznać wyniku wyborów, jeśli frekwencja będzie poniżej 50 proc.". Były prezydent nie wycofał się ze swej niecodziennej opinii.

"Tak, bo prawdziwa demokracja oznacza rządy większości. Musimy przestać "bawić się w wybory" i uznawać, że demokratyczne są wybory takie, gdy ponad połowa uprawnianych do głosowania zostaje w domu. Jeśli frekwencja jest poniżej 50 proc., to z punktu widzenia prawdziwej demokracji wyborów nie było."

Jak Lech Wałęsa chciałby zachęcić tak dużą grupę obywateli do głosowania?

"Przecież ja o tym mówię od dobrych 20 lat, w Wy mnie uparcie nie słuchacie! A więc tak... Pierwszy podział na lewicę i prawicę to ten, że ci pierwsi nie wierzą w Boga oraz chcą jak najwięcej państwowej własności, a drudzy w Boga wierzą i chcą jak najwięcej własności prywatnej. Jest też podział drugi na lewicę i prawicę – są ludzie, którzy u kogoś pracują i ci, których nazwiemy właścicielami środków produkcji. I tak oto mamy cztery partie w ramach łatwego dla zwykłych ludzi podziału na lewicę i prawicę. Prosty podział, ale pozwalający zrozumieć każdemu, do której partii należy. Nie mam na myśli jakichś składek i legitymacji. Chodzi po prostu o to, bym na przykład wiedział, że dana partia to moje miejsce w polityce, bo dba o elektryków."

Frekwencja w wyborach i referendach

Jeżeli chodzi o minimalną frekwencję w wyborach (bez względu na to, czy są to parlamentarne, europarlamentarne, czy samorządowe), to w polskich przepisach nie istnieje wyznaczony konkretnie próg, który trzeba przekroczyć. Całkowicie inaczej jest w przypadku ogólnopolskich referendów, gdzie rzeczywiście do urn wybrać się musi co najmniej 50% uprawnionych do głosowania. Zapewne uznano bowiem, że istotne z perspektywy każdego Polaka decyzje powinny być podejmowane realnie z udziałem większości obywateli. Dlaczego więc w przypadku wyborów nie mówimy o podobnym rozwiązaniu?

Pierwszą nasuwającą się odpowiedzią jest fakt, iż gdyby narzucić minimalną frekwencję, mogłoby dojść do sytuacji, w której na przykład skład parlamentu w ogóle nie zostałby wybrany. To oznaczałoby za to prawdziwy kryzys polityczny. Jak można byłoby go rozwiązać? Tego najczęściej nie wiedzą także zwolennicy wprowadzania wspomnianych progów. Każdy Polak, który ukończył 18. rok życia, ma także podparte konstytucyjnie prawo do zagłosowania w wyborach. Prawo, a nie obowiązek. Jak piszą niektórzy publicyści, trzeba zadać sobie pytanie, czy osoba zmuszona na przykład ewentualnym widmem kary finansowej, oddająca głos na losowo wybranego kandydata, rzeczywiście dokonuje słusznego z perspektywy demokratycznej wyboru. Oczywiście, bez względu na wszystko nie może być dyskryminowana przez swoją decyzję, dotyczącą pójścia do urn lub też nie. To także jest bowiem wybór czysto polityczny. Dla wielu komentatorów "ucieleśnieniem" demokracji jest właśnie to, czy chcemy wybierać swoich przedstawicieli, czy świadomie oddajemy to w ręce innych obywateli. Poza tym samo głosowanie tych ludzi, którzy są realnie zdecydowani na daną frakcję, być może w skuteczny sposób obrazuje nastroje społeczne.

Jako że są to rozważania dość symboliczne oraz ideologiczne, przyjrzyjmy się danym dotyczącym frekwencji w wyborach i referendach przeprowadzanych w Polsce od 1989 roku. To w dość dosadny sposób zaprezentuje, jakie skutki przyniosłoby wprowadzenie 50-procentowego minimum w tej kwestii.

Wybory parlamentarne

  1. 1989 rok - pierwsza tura: 62,70%; druga tura: 25,31%
  2. 1991 rok - 43,20%
  3. 1993 rok - 52,13%
  4. 1997 rok - 47,93%
  5. 2001 rok - 46,29%
  6. 2005 rok - 40,57%
  7. 2007 rok - 53,88%
  8. 2011 rok - 48,92%
  9. 2015 rok - 50,92%

Wybory samorządowe

  1. 1990 rok - 42,27%
  2. 1993 rok - 33,78%
  3. 1998 rok - 45,45%
  4. 2002 rok - pierwsza tura: 44,23%; druga tura: 35,02%
  5. 2006 rok - pierwsza tura: 45,99%; druga tura: 39,69%
  6. 2010 rok - pierwsza tura: 47,32%; druga tura: 35,31%
  7. 2014 rok - pierwsza tura: 47,40%; druga tura: 39,97%
  8. 2018 rok - pierwsza tura: 54,90%; druga tura: 48,83%

Wybory prezydenckie

  1. 1990 rok - pierwsza tura: 60,63%; druga tura: 53,40%
  2. 1995 rok - pierwsza tura: 64,70%; druga tura: 68,23%
  3. 2000 rok - 61,12%
  4. 2005 rok - pierwsza tura: 49,74%; druga tura: 50,99%
  5. 2010 rok - pierwsza tura: 54,94%; druga tura: 55,31%
  6. 2015 rok - pierwsza tura: 48,96%; druga tura: 55,34%

Wybory do Parlamentu Europejskiego

  1. 2004 rok - 20,87%
  2. 2009 rok - 24,53%
  3. 2014 rok - 23,83%
  4. 2019 rok - 45,68%

Referenda

  1. 1996 rok - referendum „uwłaszczeniowe” - 32,40%
  2. 1996 rok - referendum „prywatyzacyjne” - 32,44%
  3. 1997 rok - referendum konstytucyjne - 42,86%
  4. 2003 rok - referendum akcesyjne do UE - 58,85%
  5. 2005 rok - referendum dotyczące JOW-ów, finansowania partii politycznych z budżetu państwa oraz interpretacji zasad prawa podatkowego na korzyść podatnika - 7,8%

Jak więc widać, w naszym kraju bardzo rzadko (poza wyborami prezydenckimi, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem) przekraczana jest frekwencja na poziomie 50%. Trudno wyobrazić sobie, jak wyglądałyby więc rozstrzygnięcia w polskim parlamentaryzmie, gdyby wprowadzano próg pomysłu Lecha Wałęsy, oraz jakie rozwiązania należałoby prawnie wcielić w życie, aby uniknąć poważnych, politycznych kryzysów.

Następny artykułNie przegap żadnych najciekawszych artykułów! Kliknij obserwuj antyfake.pl na: Google News